Prolog


  Wszędzie migające światła, ludzie ruszający się w rytm głośnej muzyki, ciała pomalowane farbami fluorescencyjnymi w przekombinowane wzory, silny zapach alkoholu zmieszany z dymem tytoniowym oraz potem. I ja – stojąca na samym środku wielkiej sali nieprzytomnie obijająca się o nieznanych mi ludzi, próbując przedostać się do tylnego wyjścia. Nie obchodziło mnie gdzie są moi znajomi i czy w ogóle zastanawiają się czy wciąż tu jestem. Bez przerwy rozglądałam się dookoła sprawdzając czy nadal ktoś mnie obserwuje. Powoli traciłam orientację w której części klubu właśnie się znajdowałam. Czułam się coraz gorzej, a strach narastał z każdą kolejną sekundą przebywania w tym miejscu. W końcu udało mi się dotrzeć do wyjścia ewakuacyjnego na tyłach klubu. Z hukiem otworzyłam drzwi i wybiegłam, słysząc za sobą tylko ich trzask. Znalazłam się w uliczce między dwoma budynkami. Było zupełnie ciemno i jedynym źródłem światła jakie widziałam była latarnia uliczna znajdująca się po drugiej stronie ulicy. Jeszcze raz rozejrzałam się po ślepym zaułku upewniając się czy jestem tu sama. Zrobiłam krok do przodu, a za nim kolejny. Szłam coraz szybciej, chcąc stąd uciec. Jedyne co słyszałam to stukot moich szpilek o płyty chodnikowe. Bicie serca powoli wracało do normy, do chwili aż usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Choć chciałam uciekać nie byłam w stanie się poruszać. Zacisnęłam ręce splecione na klatce piersiowej. Przez całe moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Niepewnie zwróciłam głowę w stronę skąd je usłyszałam. Nikogo tam nie było. "Popadasz w paranoje, Joe" – pomyślałam i powoli znów ruszyłam przed siebie. Wtedy usłyszałam jakby znów ktoś za mną szedł. Nie sprawdzałam jednak czy to znowu moja bujna wyobraźnia płata mi figle lecz przyspieszyłam, a mój, zmyślony lub nie, prześladowca wraz ze mną. W tej samej chwili przed oczami pojawiła mi się wysoka postać z czarnymi włosami zasłaniającymi część twarzy, ubrana w ciemne jeansy i przydużą kurtkę. Nie miałam pojęcia kto to był. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Od kilku dni miałam też wrażenie jakby ktoś za mną chodził i powoli nabierałam przekonania, że nieznana mi postać i sytuacje, które miały miejsce były ze sobą powiązane. Zamrugałam wielokrotnie żeby pozbyć się niechcianego obrazu i myśli z głowy. Po chwili zorientowałam się, że kroki ucichły. Byłam sama. Odetchnęłam z ulgą idąc przez słabo oświetloną drogę. Wtem usłyszałam jakiś hałas dobiegający z lewej strony. Zwolniłam szukając źródła odgłosów, ale nic nie przykuło mojej uwagi. 

  Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie od tyłu hamując moje ruchy. Na całą ulicę rozległ się rozdzierający ciszę krzyk. W ułamku sekundy napastnik zakrył moje usta swoją dłonią. Nie byłam w stanie nic zrobić. W okolicy nie było żywej duszy, tylko ja i najprawdopodobniej mój prześladowca. Cały czas jedną ręką mocno trzymał mnie przy sobie bym nie mogła wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, a drugą przyciskał do moich ust. Czułam jego chłodny oddech na swojej szyi. Cały czas szedł w głąb zaułka, najdalej od głównej ulicy. W końcu zatrzymał się opierając o zimną ceglaną ścianę nie poluźniając uścisku choćby na chwilę. Po moich rozpalonych policzkach zaczęły spływać łzy. W tym samym momencie usłyszałam jak szepcze coś do mojego ucha 
"Bądź cicho, jeśli chcesz wyjść z tego cało..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz